Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl

I. Diabeł wyskakuje z pudełka



Pan profesor Gąsowski znany był z niekonwencjonalnego podejścia do nauczania historii. O niektórych postaciach historycznych wypowiadał się z lekceważeniem, natomiast o ukochanych osobistościach mówił z zapałem. Podczas lekcji zdarzało się, że nieoczekiwanie przerywał wykład i długo wpatrywał się w jakiś punkt.

Cała siódma klasa kierowała wówczas wzrok w to samo miejsce, lecz nikt nie był w stanie niczego dojrzeć. Kiedy pan Gąsowski wyrywał się z zamyślenia, spoglądał na uczniów tak, jakby widział ich po raz pierwszy w życiu. Trzydzieści par oczu patrzyło na niego ciepło, ponieważ uczniowie uwielbiali swojego nauczyciela.

Profesor zdumiewał również swoim roztargnieniem. Nie znał dobrze nazwisk uczniów i wielokrotnie zdarzało się, że je mylił. Podczas egzaminowania, które odbywało się dwa razy w tygodniu, odczytywał je z notesu, zawsze wybierając trzy nazwiska.

W klasie siódmej historia stała na wysokim poziomie, a wezwani do odpowiedzi uczniowie odpowiadali celująco. Pan Gąsowski z uznaniem kiwał głową, dumny, że jego uczniowie zapałali do historii prawdziwą namiętnością.

Klasa siódma wyróżniała się spośród innych radością, rozbrykaniem i szczerą przyjaźnią. Składała się z samych dobrych i serdecznych chłopców, którzy zadziwiali znajomością historii.

Pan Gąsowski był dumny jak paw i wiedział doskonale, że każdy siódmoklasista, wywołany do odpowiedzi, okaże się pierwszorzędnym historykiem. W pierwszych dniach czerwca wydarzyło się jednak coś, co wprawiło poczciwego profesora w zdumienie.

Wywołany do odpowiedzi Kaczanowski w pierwszej chwili osłupiał, a potem odparł, że musiała zajść pomyłka. Zrezygnowany, zbliżył się do katedry, a po klasie przebiegł zatrwożony szmer.

Chłopcy dawali nieszczęśnikowi dziwaczne znaki, a Cisowski, siedzący w pierwszej ławce, zduszonym szeptem poradził, aby Kaczanowski zaczął mówić o Napoleonie. Była to dobra rada, ponieważ cesarz należał do ulubionych postaci historycznych profesora. Tym razem pan Gąsowski uważnie przyjrzał się uczniowi i spytał, co oznaczały jego słowa.

Kaczanowski odparł, że nie jest przygotowany, lecz nie potrafił wyjaśnić dlaczego, po czym odmaszerował do ławki. Koledzy popatrzyli na niego ze współczuciem, a nauczyciel spojrzał w roztargnieniu na ścianę i zaczął nerwowo przerzucać kartki w notesie. Wykrzyknął nazwisko „Ostrowicki” i wszyscy zerknęli na kolegę, który omal nie zemdlał.

Uczeń ruszył w stronę katedry, błagając o pomoc. Profesor Gąsowski zwrócił się do niego łagodnym głosem, lecz Ostrowicki cicho wyjaśnił, że on również nie jest przygotowany do odpowiedzi. Potem z rozpaczą dodał, że gdyby został wezwany do odpowiedzi w sobotę, to były świetnie przygotowany.

Nauczyciel popatrzył na niego jak na wariata i kazał wrócić do ławki. Uczniowie wpatrywali się w profesora z niepokojem. Mężczyzna usiadł za katedrą i ukrył twarz w dłoniach. Z pierwszej ławki dobiegł ściszony głos jednego z uczniów, lecz pan Gąsowski poprosił, aby nikt się nie odzywał.

Chłopcy ze smutkiem patrzyli na poczciwego profesora. Nagle usłyszeli jego cichy głos, pełen żalu i bezsilności. Mówił, że uczy już od trzydziestu lat, jest zmęczony i prawdopodobnie odejdzie ze szkoły. Nigdy nie skarżył się i do tej pory był dumny z siódmej klasy, która w zamian za to zakpiła z niego.

Przeprosił uczniów za to, że rozżalił się i zapewnił, że nie będzie się mścił. Wówczas z pierwszej ławki podniósł się Adam Cisowski i oznajmił, że wszystko wyjaśni. Oświadczył, że to on jest winny temu, co zaszło, ponieważ nie przewidział pomyłki nauczyciela.

Według jego obliczeń tego dnia do odpowiedzi mieli być wezwani: Napiórkowski, Stankiewicz i Wilczek, jednak pan Gąsowski przez roztargnienie zaczął szukać w notesie o jedną kartkę bliżej i wezwał do odpowiedzi uczniów, którzy mieli być pytani w sobotę. Następnie wyjawił zaskoczonemu profesorowi, że już dawno odkrył metodę, według której egzaminuje on uczniów i zawsze wybiera ich wedle niezmiennego porządku – pierwszego, jedenastego i dwudziestego pierwszego.

Pan Gąsowski spojrzał na chłopca osłupiały, wyjął notes i zaczął przeglądać kartki. Po chwili przyznał rację Adamowi, mówiąc, że istotnie pomylił się, ponieważ kartki zlepiły się. Cisowski wyjaśnił, że metodę nauczyciela odkrył w miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego i przeprosił w imieniu kolegów.

Stał ze skruszoną miną, a profesor z trudem mógł uwierzyć, że jego tajemnica, strzeżona przez niemal czterdzieści lat nauczania, została odkryta. Gąsowski zbliżył się do Adama i wykrzyknął, że w ten sposób jego uczniowie, przygotowani do odpowiedzi według wskazówek kolegi, nic się nie nauczyli.

Z rozpaczą załamał ręce, lecz Cisowski zapewnił go, że jego koledzy doskonale znają to, z czego mieli być odpytywani, pozostały zaś materiał w sposób wystarczający. Pozostali uczniowie poparli go, a ta zbiorowa deklaracja stanowiła delikatny promyczek pociechy dla strapionej duszy profesora.

Pan Gąsowski był wstrząśnięty świadomością, że został okradziony z mrocznej tajemnicy i poprzysiągł sobie, że zmieni nie tylko swoje postępowanie, ale również system odpytywania uczniów. Popatrzył na Cisowskiego, sądząc, że urwipołeć chełpi się swoją rozwagą.

Spojrzał na Adasia podejrzliwie, pytając, czy nigdy się nie pomylił. Cisowski wyjaśnił, że nigdy i dodał, iż zdarzało się, że jeden z wytypowanych uczniów był chory, lecz wówczas nauczyciel egzaminował pozostałych dwóch chłopców, aby nie psuć porządku.

Zdumiony nauczyciel pomyślał, że ma przed sobą chytrego lisa. Groźnie spojrzał na klasę, zapewniając, że od tej pory nie będą wiedzieli, co ich czeka. Potem pogroził Adasiowi palcem, oświadczając, że kolejny raz nie da się oszukać.

Chłopiec nieśmiało zaproponował, aby nauczyciel pozwolił mu spróbować. Bezczelność ta zadziwiła pana Gąsowskiego. Staruszek zakrzyknął gromkim głosem, zgadzając się na podjęcie wyzwania. Ciskowski zawahał się, słysząc za sobą trwożny szmer, jaki przebiegł wśród kolegów.

Nauczyciel pomyślał, że chłopiec tchórzy i kazał mu usiąść. Cisowski odparł jednak, że zamierza spróbować. Profesor oświadczył, że w sobotę wybierze trzech uczniów do odpowiedzi i napisze ich nazwiska na karteczce.

Podobnie miał zrobić Adaś i jeśli nie zgadnie, to siódma klasa zostanie na zawsze wyrzucona z serca pana Gąsowskiego. Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco i opuścił klasę. Ledwie zatrzasnął za sobą drzwi, chłopcy rozpoczęli burzliwą naradę. Wielu było zatrwożonych zaistniałą sytuacją, lecz znaleźli się i tacy, którzy wierzyli w bystrość Cisowskiego i jego umiejętność rozwiązywania nawet najbardziej zawiłych zagadek.

Adaś uciszył zgiełk i wyjaśnił, że zrobili ukochanemu profesorowi przykrość i należało jak najszybciej odzyskać stracone zaufanie.

Zaproponował, aby wszyscy przerobili cały materiał. Poprosił, aby w sobotę byli przygotowani w sobotę i tak musiało już być do końca roku. Zapewnił, że całą winę weźmie na siebie.

W nastoju pełnym oczekiwania minął czwartek i piątek. W sobotę nadszedł sądny dla klasy siódmej dzień. Adaś był skupiony i milczący. Profesor Gąsowski wszedł do klasy raźnym krokiem, lecz był również skoncentrowany i milczący.

Ciszę przerwał Cisowski, prosząc, aby nauczyciel ukarał wyłącznie jego. Zapewnił, że wszyscy chłopcy od tej pory będą uczyli się systematycznie i nikt nie przyniesie nauczycielowi wstydu. Staruszek uśmiechnął się łagodnie, zapewniając, że może o wszystkim zapomnieć. Adaś pomimo tego postanowił podjąć wyzwanie i wyciągnął karteczkę z wypisanymi nazwiskami uczniów, którzy mieli zostać wezwani do odpowiedzi.

Pan Gąsowski zaczął przekornie przewracać kartki w notesie, aż w końcu chwycił pióro i zapisał swój wybór. Ciskowski nie odrywał wzroku z posuwającego się szybko pióro, aż odetchnął z ulgą.

Profesor podał swoją kartkę jednemu z uczniów, a cała klasa zamarła w oczekiwaniu. Adaś wymienił nazwiska: Kaczanowski, Ostrowicki i Wnuk, na dźwięk których poczciwy staruszek podskoczył jak oparzony. Chłopiec poprosił, aby kolega odczytał nazwiska z kartki pana Gąsowskiego. Po chwili wszyscy usłyszeli te same nazwiska, które wymienił Cisowski.

Profesor patrzył na Adasia z wyraźnym strachem i z niedowierzaniem odczytał nazwiska na kartce, którą chłopiec położył na katedrze. O pomyłce nie było mowy. Spytał, w jaki sposób uczeń odgadł, kto będzie dziś pytany.

Cisowski wyjaśnił, że starał się myśleć podobnie jak pan Gąsowski i ostatecznie doszedł do wniosku, że profesor wybierze najprostszą kombinację, a więc wymieni nazwiska tych uczniów, którzy według kolejności mieli być egzaminowani w sobotę. Kiedy nauczyciel zaczął zapisywać ostatnie nazwisko na kartce, był już pewien, że wygrał. Profesor przez parę chwil chodził zadumany po klasie.

Z niepewnym uśmiechem zbliżył się do Adasia, prosząc o rozwikłanie zagadki, która nie dawała mu spokoju. Otóż w ubiegłą sobotę napisał trzy listy do trzech swoich przyjaciół z prośbą, aby przyszli do niego w niedzielę zagrać w preferansa.

Okazało się jednak, że żaden z nich nie przyszedł i nawet nie raczył odpisać. Cisowski zamyślił się, a po jakimś czasie odrzekł, że żaden z zaproszonych mężczyzn nie mógł przyjść ani odpisać, ponieważ pan Gąsowski nie wysłał listów i miał je nadal przy sobie.

Staruszek łypnął na niego okiem i szybko przeszukał kieszenie, w końcu wydobywając z jednej trzy listy. Chłopcy roześmiali się serdecznie, a profesor przyglądał się zdumionym wzrokiem listom, które trzymał w dłoni.

II. Dwie awantury, a jedna gorsza od drugiej


Adaś Cisowski pochodził z uczciwej rodziny. Jego ojciec był szanowanym lekarzem, a matka zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem czwórki młodszego rodzeństwa chłopca.

Dzieci, rozbrykane i hałaśliwe, odznaczały się niespotykaną umiejętnością wywracania domu do góry nogami i najczęściej działały solidarnie. O każdej porze dnia w domu Cisowskich rozlegały się donośne wrzaski, a pani Cisowska załamywała ręce w przypływie niemej rozpaczy.

Adam, uczący się w sąsiednim pokoju, musiał zatykać sobie uszy rękoma, a wszelka próba interwencji, aby uciszyć krnąbrne maluchy, kończyła się jego porażką. Pewnego wieczoru pani Cisowska obdzieliła dzieci lodami, a jedną porcję postawiła na stole w pokoju najstarszego syna. Adaś, który musiał odejść do telefonu, po powrocie stwierdził brak deseru.

Z groźną miną zapytał młodsze rodzeństwo, co się stało z jego lodami i zagroził, że jeśli winowajca nie przyzna się, to spierze wszystkich. W odpowiedzi usłyszał wrzask. Pan Cisowski wybiegł przerażony ze swojego gabinetu, a jego żona opadła na krzesło i zamarła w bezruchu.

Adam popatrzył malcom w oczy, a potem nalał wody do miednicy i postawił ją w ciemnym pokoju. Nakazał, aby każde z dzieci zanurzyło w wodzie obie ręce. Malcy, sądząc, że zapowiada się niezła zabawa, uczyniły, co kazał. Najstarszy brat obejrzał dokładnie ich dłonie i stwierdził, że tylko Jaś nie zanurzył rąk w miednicy. Mały winowajca ze zdumieniem przyznał się do zjedzenia lodów.

Wieczorem ojciec zapytał Adasia, w jaki sposób wpadł na pomysł z wodą. Chłopiec ze śmiechem wyjaśnił, iż to nie jego pomysł, lecz metoda, którą posłużył się arabski sędzia w Bagdadzie.

Kazał on dziesięciu podejrzanym o kradzież dotknąć zabłoconego brzucha osła. Każdy niewinny uczynił to bez zastanowienia i tylko prawdziwy złoczyńca nie wypełnił polecenia, sądząc, że to jakaś pułapka. Historia ta wydarzyła się trzy lata wcześniej.

Od tej pory żadne z dzieci nie odważyło się zjeść czegoś, co przeznaczone zostało dla Adasia. Były przekonane, że nic nie ukryje się przed jego wnikliwym spojrzeniem. Podobnego zdania byli również koledzy chłopca, a jego sława wzrosła po awanturze z profesorem Gąsowskim.

W kilka dni po wydarzeniach na lekcji historii Adaś zjawił się w szkole radosny i szczęśliwy. Poprzedniego wieczoru rodzice postanowili, że cała rodzina spędzi wakacje nad morzem.

Swoją radością postanowił podzielić się z kolegą z ławki, Burskim. Przypadkowo zerknął na kajet kolegi i w tej samej chwili do klasy wszedł profesor literatury.

Po lekcji zapanowała wrzawa, a z ostatniej ławki dobiegły odgłosy kłótni. Cisowski obejrzał się, zaciekawiony i zaczął przysłuchiwać się awanturze pomiędzy Jasińskim a Żelskim. Pozostali chłopcy starali się uspokoić ich, lecz to jedynie dolało oliwy do ognia.

Adaś, widząc, że za moment dojdzie do bójki, skoczył w stronę rozgniewanych chłopców i rozdzielił ich silnym ramieniem. Okazało się, że Zbyszek Jasiński oskarżał Józka Żelskiego o kradzież pióra.

Józek dał słowo honoru, że tego nie zrobił, lecz Zbyszek, opanowany gniewem, nie mógł się uspokoić. Cisowski zamyślił się przez chwilę, jakby coś sobie przypomniał, po czym zapewnił Zbyszka, że to nie Józek zabrał jego pióro i odzyska je najpóźniej następnego dnia. Koledzy podali sobie ręce na zgodę, a cała klasa domyśliła się, że Adaś już wie, gdzie zaginęło pióro.

Po zakończonych lekcjach Adam zaproponował Burskiemu, że odprowadzi go do domu. Chłopak zgodził się na to niechętnie. Przez całą drogę milczeli.

Cisowski wszedł za kolegą do jego pokoju i zażądał, aby ten oddał pióro, które zabrał Jasińskiemu. Burski zaczerwienił się i spytał, na jakiej podstawie wysunął tak bezpodstawne oskarżenie. Adaś wyjaśnił, że zna jego pismo od czterech lat i dziś zauważył, że stało się bardzo staranne, jakby pisał zupełnie innym piórem.

Burski rozpłakał się, przysięgając, że nie ukradł pióra, lecz znalazł je i ukrył, nie zastanawiając się, co robi. Adam zapewnił, że nikomu nie powie o tej hańbiącej sprawie i pożegnawszy się, wyszedł z wiecznym piórem w kieszeni.

Następnego dnia miały miejsce dziwaczne wydarzenia. Na pierwszej lekcji matematyk, mężczyzna świadomy, że w klasie siódmej nie odkryje genialnego matematyka, z irytacją chwycił kredę, która rozsypała się w proch, po czym ujął w palce jakiś przedmiot, leżący na katedrze. Jasiński rozpoznał swoje pióro, a cała klasa w niemym zdumieniu zapatrzyła się na profesora. Po chwili profesor schował pióro do kieszeni, a Zbyszek jęknął rozpaczliwie.

Adaś, który zjawił się w szkole jako pierwszy, uśmiechał się, a po matematyce poradził, aby Jasiński pobiegł za nauczycielem i odzyskał zgubę. Po chwili Zbyszek wrócił, zwycięsko dzierżąc w dłoni odzyskane pióro. Po południu, kiedy Adaś wybierał książki na rodzinny wyjazd, w jego pokoju zjawiła się siostra, oznajmiając, że przyszło do niego dwóch młodzieńców. Po chwili do pomieszczenia weszli szóstoklasiści, których znał z widzenia. Adaś przywitał ich i popatrzył, oczekując, że wyjawią powód swojej wizyty. Wreszcie chłopcy, najwyraźniej onieśmieleni zaistniałą sytuacją, wyjaśnili, że są delegacją, przysłaną w imieniu klasy. Adam uciszył ich, podnosząc rękę i stąpając na palcach zbliżył się do drzwi, po czym otworzył je.

Zaskoczonym gościom wyjaśnił, że obawia się podsłuchującego rodzeństwa i poprosił o wyjaśnienie, w jakiej sprawie przyszli. Okazało się, że uczniowie klasy szóstej za namową jednego z kolegów założyli spółdzielnię, a jej prowadzenie powierzyli bardzo biednemu i zacnemu chłopcu. Ten zadanie wypełniał bez zarzutu, a w zamian za to otrzymywał całkowity sprzęt szkolny. Kilka dni temu z rozpaczą stwierdził, że w kasie brakuje stu złotych. Rachunki sprawdzano kilka razy, lecz zawsze okazywało się, że wpłacono o sto złotych więcej niż wydano. Chłopcy prosili o pomoc w wyjaśnieniu sprawy i przywróceniu dobrego imienia koledze, który bardzo przeżywał oskarżenia ze strony niektórych osób. Adam wysłuchał ich ze wzruszeniem. Nie wiedział, w jaki sposób mógłby pomóc. Uległ jednak błaganiom chłopców i poprosił, aby kolega zjawił się u niego następnego dnia z księgami rachunkowymi spółdzielni.

Nazajutrz ze ściśniętym sercem oczekiwał nowej wizyty. Na widok biednie odzianego chłopca z zaczerwienionymi oczami poczuł kolejny ucisk w sercu. Gość wzbudził w nim zaufanie. Adaś obiecał pomóc i po wyjściu udręczonego księgowego zaczął sprawdzać rachunki. Każdą cyfrę badał skrupulatnie przez lupę. Około godziny pierwszej z jego pokoju dobiegł radosny i przeraźliwy śmiech. Po chwili w drzwiach stanął przebudzony ojciec i z troską zapytał, co się stało. Adam z radością wykrzyknął, że właśnie znalazł sto złotych. Następnego dnia po lekcjach klasa szósta z niecierpliwością oczekiwała na Cisowskiego. Chłopiec zbiegł radośnie do klasy, niosąc księgi. Szóstoklasiści otoczyli go ciasnym kołem, wysłuchując przemowy o uczciwości księgowego. Następnie Adam otworzył jedną z ksiąg, wskazując palcem na jedną ze stron. Scyzorykiem delikatnie podważył jedynkę w cyfrze 126 złotych i 30 groszy, po czym zdjął pałeczkę z papieru i zaskoczonym chłopcom wyjaśnił, że był ułamek czarnej nitki, który niefortunnie przykleił się przed zapisaną kwotą i został potraktowany jako jedynka. Ogólna wrzawa zagłuszyła jego dalsze słowa. Chłopcy unieśli go w górę, a oczyszczony z zarzutów kolega patrzył na Cisowskiego z uwielbieniem, oczami wypełnionymi łzami.

III. Piękne są oczy fiołkowe, ale kto ukradł drzwi?

Rozwiązanie zagadki zaginionych stu złotych rozsławiło nazwisko Adasia w całej szkole. Wiadomość ta dotarła również do profesora Gąsowskiego, który zamyślił się. Po chwili chwycił parasol, choć niebo było bezchmurne, wdział kalosze i szybkim krokiem wyszedł z domu. Na widok staruszka Adam zdziwił się. Nauczyciel uśmiechnął się, wyjaśniając, że zjawił się, by prosić o pomoc w sprawie, która dręczyła jego rodzinę. Wiadomość, że Adaś za dwa dni wyjeżdża nad morze zasmuciła go. Cisowski widząc zmartwienie mężczyzny, spytał, co się stało. Pan Gąsowski opowiedział, że przyjechała do niego z wizytą bratanica, by zabrać go na wieś. Okazało się, że nad jej rodziną zawisło tajemnicze niebezpieczeństwo.

Młodzieniec popatrzył na niego, odczuwając głęboki żal. Pomyślał, że morze nie ucieknie i ma jeszcze dwa dni na podjęcie ostatecznej decyzji. Obiecał, że porozmawia z ojcem i zapytał, czy może odwiedzić profesora po południu. Staruszek opuścił mieszkanie uradowany, a o czwartej po południu Adaś zjawił się u niego z wizytą. Drzwi otworzyła mu wysoka, smukła panna o fiołkowych oczach. Chłopiec, oszołomiony jej urodą, poczuł, że jego serce bije coraz szybciej, a jego nogi zaczęły drżeć. Panienka, dostrzegając jego dziwne zachowanie, popatrzyła na niego z troską, udając zdziwienie, albowiem doskonale wiedziała, jakie wrażenie robi na młodych mężczyznach. Adam po chwili poczuł miłą błogość, która wypełniła jego serce i nieśmiało zerknął na dziewczynę, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Panna spytała, czy będzie mógł wyjechać z nimi na wieś, na to odpowiedział z zapałem, iż uczyni to z rozkoszą. W tej samej chwili do pokoju wszedł profesor Gąsowski, mile zaskoczony widokiem swego ucznia. Bratanica z radością poinformowała go, że Adaś jedzie z nimi. Wiadomość ta niezmiernie ucieszyła staruszka.

Poprosił Wandę, aby opowiedziała o tajemniczych wydarzeniach, jakie zaszły w jej domu. Do niedawna nic nadzwyczajnego się nie działo, było cicho i spokojnie. Przed sześcioma miesiącami zjawił się u nich jakiś Francuz i poprosił, aby pozwolono obejrzeć mu wnętrze dworu. Ojciec, przekonany argumentem nieznajomego, że pisze książkę o starych dworach, zgodził się na to. Gość interesował się przede wszystkim drzwiami. Przyłapany na tym, że z jednych zeskrobywał farbę, szybko opuścił dom. Jakiś czas później wizytę złożył nieznany mężczyzna i zaproponował kupno całego majątku za znaczną sumę. Ojciec Wandy wyprosił go, mówiąc, że dwór nie jest tyle wart. Od tamtej chwili zaczęły nadchodzić listy z ofertą z Warszawy i z Wilna, a cena została podniesiona. Przed dwoma tygodniami, podczas nieobecności rodziców dziewczyny, dwór został okradziony. Z domu, ku zaskoczeniu wszystkich, wyniesiono tylko drzwi z pokoju matki. Nazajutrz znaleziono je porzucone w parku, lecz były zupełnie odarte z farby. Adaś uznał, że najwyraźniej w domu znajdują się jakieś ważne drzwi i zaczął dopytywać, czy Wanda nie otrzymała nowych wiadomości od rodziców. Panienka zaprzeczyła, lecz profesor Gąsowski oznajmił, że przecież rano dał jej list.

Adam z uśmiechem spytał, co staruszek robił po wizycie listonosza. Po chwili odnalazł list w książce, którą pan Gąsowski czytał tego dnia. Wanda spojrzała na chłopca tkliwie i niecierpliwym ruchem rozerwała kopertę. Przeczytawszy list, wykrzyknęła, że złodzieje włamali się do pokoju gościnnego i usiłowali wynieść kolejne drzwi, lecz przeszkodził im nocny stróż. Cisowski, wysłuchawszy całej historii, odparł, że postara się pomóc w rozwiązaniu zagadki. Obawiał się jednak, że tajemnica jest ponura i niebezpieczna, przez co może jej nie podołać. Wanda wykrzyknęła, że Adaś potrafi wszystko, na co chłopiec zapewnił ją gorliwie, że nie zamierza się poddać. Profesor obiecał, że wszyscy mu pomogą, a panna chwyciła jego dłonie, dziękując za to, że zgodził się jechać na wieś. Gest ten zawstydził młodzieńca, który jeszcze raz zapewnił dziewczynę, że spróbuje rozwiązać tajemnicę drzwi. Do domu wrócił tanecznym krokiem, a cały świat wydał mu się wesołym i szczególnie pięknym.

IV. Dwie brody i człowiek-widmo

Młodszy brat profesora Gąsowskiego, Iwo, zajmował się rodowym majątkiem i powoli doprowadzał go do ruiny, skupiając się przede wszystkim na matematycznych wyliczeniach. Jego żona była kobietą cichą i zapracowaną. Kradzież drzwi z dworu potraktował jako zamach na jego pracę i przekonany był, że złodziej najwyraźniej widział, jak zapisywał swoje wyliczenia na wrotach od stodoły lub obory. Następnego dnia wylewnie przywitał się z profesorem, ucałował powietrze nad czołem córki i zapytał o Adasia. Pan Gąsowski uroczyście przedstawił swojego ucznia, zapewniając, że mają przed sobą człowieka, który zdoła rozwikłać nieszczęsną sprawę z drzwiami.

Iwo Gąsowski powitał gościa w swym domu, po czym opuścił pokój, by wrócić do swoich wyliczeń. Do wieczora Adaś zwiedził cały dwór, omijając gabinet pana domu, obejrzał park i zabudowania gospodarskie. W bawialni odkrył galerię portretów przodków rodziny Gąsowskich i ze zdziwieniem stwierdził, że wszystkie postacie z obrazów są do siebie podobne. Krążąc po domu, skupił całą uwagę na drzwiach. Zatrzymał się obok tych, które zostały wykradzione i całkowicie odarte z farby. Domyślił się, że złodzieje najwyraźniej szukali jakiegoś napisu, lecz nie wiedzieli, o które dokładnie chodzi drzwi, więc działali na ślepo. Jego zatroskana mina wskazywała, że na razie nie ma pomysłu, jak rozwiązać zagadkę, a przecież Wanda oczekiwała po nim cudów.

Przypuszczając, że tajemnica ma swoje korzenie w odległych czasach, spytał profesora Gąsowskiego o wiek dworu. Staruszek nie potrafił na to odpowiedzieć precyzyjnie. Sądził, że dom stoi tu od jakichś trzystu lat. Adaś zainteresował się Francuzem, który odwiedził dwór pod pozorem pisania książki. Zapytana o niego pani Gąsowska wyjaśniła, że mężczyzna zachowywał się niespokojnie, prawie nie zwracając uwagi na ludzi. Zrezygnowany chłopiec postanowił zwiedzić okolicę, która była prześliczna. Oczarowany spokojem, zapatrzył się na wschodzący księżyc. Nieoczekiwanie usłyszał tuż przy sobie szept Wandy. Przez chwilę stali w milczeniu. Nagle dziewczyna, która dostrzegła w cieniu drzew jakąś postać, chwyciła go za rękę. Szybko ukryli się za krzakami, obserwując mężczyznę, który skradał się w stronę domu. Nieznajomy zatrzymał się pod drzewem, najwyraźniej czekając na kogoś. Adam obserwował go w milczeniu, przeczuwając, że rodzinie Gąsowskich grozi niebezpieczeństwo. Poprosił Wandę, aby ukryła się, a sam podpełznął w stronę drzewa, postanawiając zajść przeciwnika od strony lasu. Mozolne czołganie się szybko zmęczyło go, lecz z uporem posuwał się do przodu. Powoli zbliżał się do tajemniczego mężczyzny, chcąc za wszelką cenę ujrzeć jego twarz i kiedy dotknął omszałego pnia drzewa, za którym ukrył się wróg, poczuł uderzenie. Z jękiem upadł na ziemię.

V. Po rozbitej głowie chodzi Francuz

Adaś ocknął się, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Miał wrażenie, że wszystko wokół wiruje. Przerażony zamknął oczy, a kiedy otworzył je powtórnie, ujrzał pochyloną nad sobą twarz ludzką o zamazanych rysach. Usłyszał znajomy głos profesora Gąsowskiego, pełen żalu i skargi. Dotknął głowy i zaskoczony stwierdził, że pod palcami wyczuwa coś szorstkiego. Staruszek wyjaśnił, że to bandaże, po czym chłopiec zasnął. Obudził się po godzinie, przytomniejszy i dostrzegł pana Gąsowskiego, siedzącego przy łóżku. Mężczyzna wytłumaczył mu, że poprzedniego wieczoru Wanda przyniosła go ogłuszonego do domu. Przez kilka godzin leżał nieprzytomny, a wszyscy przez całą noc czuwali przy nim. Adam poprosił, aby profesor udał się na spoczynek i chciał wstać z łóżka, więc staruszek wezwał na pomoc Wandę. Wrzask rozbudził domowników i po chwili do pokoju wbiegła pani Gąsowska, sądząc, że Adaś umiera. Po chwili pojawiła się również Wanda i słodkim głosem błagała chłopca, by leżał w łóżku. Cisowski poczuł się tak szczęśliwy, że nie myślał już o wstawaniu i usłuchał prośby dziewczyny, która rozpłakała się. Każdego dnia panna zmieniała mu bandaże na głowie, a jej matka przynosiła mu jedzenie. Czasami w pokoju zjawiał się Iwo Gąsowski i gromkim głosem zapewniał, że wszystko będzie dobrze.

Jakiś czas później Adaś siedział w starym fotelu i rozmyślał. Wanda opowiedziała mu o wydarzeniach tamtego wieczoru, gdy został ogłuszony przez nieznajomego mężczyznę. Zaniepokojona tym, że długo nie wracał, usłyszała jakieś kroki i sądząc, że to on, zawołała go. Postać zatrzymała się na chwilę i zaczęła uciekać. Przerażona dziewczyna pobiegła w stronę drzewa i dostrzegła leżącego na ziemi Adama. Nadludzkim wysiłkiem zaniosła go do domu. Chłopiec z goryczą stwierdził, że starał się przechytrzyć przeciwnika, lecz sam został przez niego przechytrzony. Fakt, że mężczyzna uderzył go, budził w nim niepokój. Był jednak przekonany, że złodziej wróci, ponieważ w domu znajdowało się coś, na czym mu zależało. Adaś zawziął się i za wszelką cenę postanowił rozwikłać tajemnicę drzwi.

Doszedł do wniosku, że zagadka związana jest z historią dworu, odleglejszą niż pamięć jego ówczesnych mieszkańców. Profesor Gąsowski nie wiedział, czy ktoś z jego przodków spisał dzieje ich rodowego domu. Pamiętał, że w domu były jakieś stare księgi i foliały, lecz nie wiedział, gdzie mogły obecnie być ukryte. Zapytana o nie Wanda stwierdziła, że jedynym miejscem, gdzie mogły leżeć, był stary strych. Adam postanowił więc najpierw dowiedzieć się czegoś o przeszłości, mając nadzieję, że doprowadzi go to na jakiś trop. Myśl, że ktoś chciał kupić dwór, upewniła go w przekonaniu, że tajemnica była niezwykle ważna i wielka, skoro za miejsce jej ukrycia chciano zapłacić niezwykłą cenę. Zapewne nie chodziło o drzwi, ale o jakąś wiadomość, która została na nich zapisana.

Cóż więc mógł ukrywać dwór, którego właściciele nigdy nie byli bogaci? I co wiązało z nią osobę Francuza? Może pan domu miał rację, sądząc, że chodzi o jego matematyczne wyliczenia? Ciskowski postanowił sprawdzić to i poprosił pana Iwona o rozmowę, która odbyła się w bawialni. Matematyk wyjaśnił, że jego praca nad równaniem potrwa jeszcze kilka lat, a to upewniło Adasia, że chwycił się złego tropu. Rozważania chłopca przerwało nadejście profesora Gąsowskiego. Adam spytał go, czy w jego rodzinie nigdy nie było jakiegoś Francuza. Staruszek wyjaśnił, że nic mu wiadomo na ten temat, lecz było to raczej niemożliwe. Znał drzewo genealogiczne swojego rodu, które przed wieloma laty sporządził pradziadek. Pradziadek ufundował również galerię portretów rodzinnych, które wisiały w bawialni. Obrazy zostały namalowane w 1786 lub 1787 roku przez niezbyt utalentowanego malarza, którego spotkał na jarmarku w Wilnie. Opowieść profesora przerwało pojawienie się panny Wandy, która zaproponowała, aby udali się na strych.

VI. W mrokach tli się światełko

Strych zapełniony był stosami gratów, które składowane były tutaj przez kilka wieków. Profesor Gąsowski w mrocznym kącie dostrzegł drewniane koryto, w którym kąpano go przez każdą Wielkanocą. Pod dachem wisiał stary strach na wróble. Wanda zaczęła szperać w starym kufrze, wypełnionym jakimiś papierami. Adaś i staruszek podążyli w jej stronę i po chwili pochylili się nad stertą zniszczonych dokumentów. Po trzech godzinach wytężonej pracy stare księgi zostały zniesione do pokoju Adama i przez kilka następnych dni chłopak zjawiał się jedynie na posiłkach. Całą swą uwagę skupił na wertowaniu pamiętników i diariuszów, lecz nigdzie nie natknął się na jakąkolwiek informację o Francuzie. Pewnej nocy, z wypiekami na twarzy, zszedł do bawialni i delikatnie zapukał do drzwi pokoju profesora. Z triumfem poinformował go, że w końcu natrafił na wiadomość o obcokrajowcu, który zmarł w tym domu w roku 1813. Pan Gąsowski przypomniał sobie, że przed laty, kiedy był chłopcem, ojciec pokazywał mu jakiś zapomniany grób, w którym według legendy spoczywało ciało jakiegoś Francuza.

Adam wyjaśnił, że na początku 1813 roku na dworze zjawili się dwaj żołnierze napoleońscy, o czym donosił pamiętnik księdza Jana Koszyczka, znaleziony wśród starych papierów. W 1813 roku do domostwa, stojącego z dala od głównych traktów, docierały skąpe wieści o walkach wojsk Napoleona, rozbudzając w sercach jego mieszkańców nikłą nadzieję. Ksiądz Koszyczek, który na starość zamieszkał u krewnych, był przekonany, że państwo cara Aleksandra ugnie się pod potęgą Napoleona. Nastała zima straszna i wczesna, odcinając dwór od wiadomości z zewnątrz. Wreszcie ktoś przyniósł informację o załamaniu walk i wycofywaniu się wojsk francuskich. Pewnej nocy pod drzwi dworu przywlekło się dwóch mężczyzn, odzianych w stare szmaty i wychudzonych. Starszy poruszał się z trudem i dźwigał tobołek, zawieszony na rzemieniach na szyi. Zatrzymali się i błagalnie wyciągnęli ręce, jakby żebrząc o pomoc. Podbiegł do nich Gąsowski, który znał język francuski i od młodszego żołnierza dowiedział się, że musieli zejść z traktu, ponieważ starszy oficer miał odmrożone nogi i nie mógł dalej iść. Ksiądz Koszyczek uznał, że należy im pomóc. Przybyszy umieszczono w pobliskim domku, w którym niegdyś mieszkał ogrodnik. Stan oficera był straszny, lecz nie można było wezwać medyka. Nazywał się Kamil de Berier, a jego towarzysz nie opuścił go w nieszczęściu. W dwa tygodnie później, po śmierci pani Domiceli Gąsowskiej, przeniesiono chorego do dworu. Całymi dniami leżał na łóżku w bawialni, w milczeniu wpatrując się w okno. Pewnego dnia ksiądz Koszyczek poinformował pana Gąsowskiego, że oficer wyszedł z domu w nocy. Duchowny zauważył, że mężczyzna od kilku dni jest dziwnie podniecony i coś rysuje na kawałku papieru. Pan Gąsowski przypuszczał, że prawdopodobnie spisywał testament. Postanowili nie pytać oficera o nocną wyprawę. Pogłoski o nocnych wędrówkach żołnierza zaczęły powtarzać się, a pewnego dnia nie wpuścił nikogo do pokoju. Nazajutrz, osłabiony, poprosił właściciela dworu, by przeniesiono go do domku ogrodnika. Jego prośba została spełniona.

Ksiądz zauważył wówczas, że tobołek, z którym mężczyzna nie rozstawał się ani na chwilę, zniknął. Pan Gąsowski, zatrwożony myślą, że gość został okradziony, spytał go o to. Oficer odparł, że zawiniątko ma przy sobie. Przez kilka dni chory rozmawiał ze swoim towarzyszem i wręczył mu jakieś zalakowane pismo, które ten starannie zaszył w kabacie i wyruszył do ojczyzny. Kamil de Berier, po odejściu rodaka, zapadł w milczenie i z każdym dniem coraz bardziej tracił siły. Pewnego dnia wezwał do siebie pana Gąsowskiego i poprosił o przysługę. Napisał list do swego brata, Armanda, i miał nadzieję, że za jakiś czas zjawi się on w Polsce. Gdyby to nastąpiło, poprosił, aby Gąsowski umieścił go w domku ogrodnika. Zdziwiony szlachcic złożył przysięgę, że postąpi zgodnie z wolą oficera. Spytał, co się stanie, jeśli brat nie zjawi się we dworze. Francuz odparł, że wówczas wszystko będzie należało do szlachcica i kazał mu spojrzeć na drzwi. Po tych słowach omdlał, a w nocy ksiądz Koszyczek został wezwany do umierającego przybysza.

VII. „Malarz – co ukradł, mówi, że znalazł”

Nazajutrz profesor i Adam zjedli późne śniadanie. Chłopiec z trudem mógł usiedzieć w jednym miejscu, z niecierpliwością czekając, aż staruszek wyrwie się z zadumy. Po posiłku Cisowski podzielił się swoim odkryciem z rodziną Gąsowskich. Wspólnie udali się do starego domku ogrodnika i ze zdumieniem stwierdzili, że nie ma drzwi. Wanda przypomniała sobie, że odkąd pamięta w domku nie było drzwi. Strapieni, wrócili do domu. Adaś powędrował do swojego pokoju, zastanawiając się, gdzie mogły podziać się drzwi do domku. Pocieszała go jedynie myśl, że złodziej, w odróżnieniu od niego, nie widział, których drzwi powinien szukać. Mało prawdopodobne było również to, że ktoś inny poznał tajemnicę. Podejrzewał, że list oficera został odczytany dopiero niedawno, a mężczyzna, próbujący okraść dwór, dowiedział się o nim i rozpoczął poszukiwania drzwi wedle wskazówek. Najwyraźniej tajemnica dotyczyła zawiniątka, które umierający Francuz miał przy sobie.

Z zamyślenia wyrwał go głos Wandy. Dziewczyna wyjaśniła, że do domu zawitał jakiś wędrowny malarz, który poprosił o gościnę przez kilka dni. Adam z uwagą przyjrzał się mężczyźnie, rozmawiającemu z panem domu. Matematyk zgodził się udzielić mu gościny. Wieczorem domownicy spotkali się na kolacji, a malarz bystrymi oczami przyglądał się zebranym przy stole domownikom, nie odzywając się ani słowem. W pewnej chwili pan Iwo Gąsowski zaczął opowiadać o dziwnych kradzieżach we dworze. Nagle Adaś wrzasnął, że się pali i z przerażeniem zerknął w stronę okna. Wszyscy poderwali się od stołu i wybiegli z jadalni. Za drzwiami Cisowski chwycił pana domu za rękę i poprosił, aby nikomu obcemu nie mówił o drzwiach w domku ogrodnika. Kiedy wrócili do pokoju, zastali malarza stojącego w oknie. Ponownie zasiedli do stołu i gość zaczął wypytywać o drzwi, lecz matematyk odparł, iż odeszła mu ochota do gadania. Malarz spojrzał przenikliwie na Adama, stwierdzając, że ma dziwne oczy, ponieważ dostrzegł ogień w oknie, które mieściło się za jego plecami. Chłopiec poczerwieniał, wyjaśniając, że widział jakieś odbicie w szkle obrazu.

Po kolacji, która minęła w milczeniu, profesor wszedł do pokoiku Adasia, by dowiedzieć się, w jakim celu wymyślił pożar. Cisowski wytłumaczył, że jest przekonany, iż to malarz rozbił mu głowę. Postanowili przekonać się, czy przybysz jest rzeczywiście malarzem i Adam zaproponował, aby pan Gąsowski poprosił gościa o to, aby domalował oko przodkowi na obrazie. Uradzili też, że malarza należało obserwować. Po rozmowie pan Gąsowski wrócił do swego pokoju i położył się na łóżku. Wkrótce zasnął, lecz nagle coś go obudziło. Z pomieszczenia, które zajął malarz, doleciało ciche, uporczywe chrobotanie. Staruszek pomyślał, że to myszy i ponownie zasnął. Rankiem zjawił się u niego Adaś, dopytujący, czy coś niezwykłego wydarzyło się tej nocy. Pan Gąsowski odparł, że słyszał chroboczące myszy.

Chłopiec dostrzegł malarza w ogrodzie i nagle ożywił się, pytając, czy może wejść do pokoju gościa. Po chwili wrócił, z żalem stwierdzając, że przybysz zamknął drzwi na klucz. Profesor postanowił wystawić malarza na próbę i zaprowadził go do bawialni, by pokazać mu galerię portretów przodków. Mężczyzna nie zwracał uwagi na obrazu, skupiając się bardziej na drzwiach, co od razu zauważył pan Gąsowski. Zacny profesor poprosił, aby artysta domalował oko na jednym z portretów, lecz w odpowiedzi usłyszał, że gość maluje wyłącznie krajobrazy. Ucieszony staruszek czym prędzej pobiegł na poszukiwanie swego ucznia i z radością zakomunikował mu, że malarz jest oszustem. Adaś postanowił, że muszą obserwować przybysza, który przez resztę dnia włóczył się po dworze i parku, nie wzbudzając żadnych podejrzeń, a każdy jego krok był śledzony przez Cisowskiego i profesora. Adam był przekonany, że złodziejaszek nic nie wie o domku ogrodnika, ponieważ zaczął poszukiwania od dworu. Podejrzewał też, że w nocy malarz oskrobał drzwi w swoim pokoju, a dziś obejrzał pozostałe i nie wie, co robić dalej.

Dostrzegli, że malarz zaczął rozmawiać z Wandą i pospieszyli w ich stronę, by dziewczyna nie wyjawiła czegoś nieopacznie. Mężczyzna spojrzał na nich pochmurnie, oznajmiając, że zamierza wyjechać następnego dnia. Adam podstępnie spytał, czy malarz dobrze spał tej nocy, ponieważ w dworze są myszy, które szczególnie gryzą drzwi. Gość impertynencko odparł, żeby chłopak nie interesował się pewnymi sprawami i uważał na siebie, po czym odszedł. Przestraszona Wanda stwierdziła, że opryszek najwyraźniej groził Adasiowi. Cisowski z powagą stwierdził, iż teraz uwaga złodziejaszków skupi się na nim. Postanowił ułatwić sprawę przybyszowi i pozwolić mu obejrzeć drzwi do gabinetu matematyka, by w ten sposób uniknąć kolejnej nocnej wizyty. Profesor Gąsowski wywołał brata na spacer, a panna Wanda ruszyła za malarzem, by wyśledzić jego kolejne kroki.

W pewnej chwili Adam dostrzegł jakiegoś człowieka, który przeskoczył parkan i zniknął między drzewami w pobliskim lasku. Zaskoczony, rozpoznał malarza. Chłopiec pobiegł do domu, a kiedy Wanda wyjaśniła mu, że nie widziała złodzieja w pobliżu gabinetu ojca, wpadł do swojego pokoju i z rezygnacją oparł się o ścianę. Zauważył bowiem, że wszystkie papiery były porozrzucane, a z szuflady zniknął pamiętnik księdza Koszyczka.

VIII. Umarli piszą listy

Po ucieczce złodzieja odbyła się rada gabinetowa, w której udział wzięli Adam, profesor Gąsowski i Wanda. Poczciwy staruszek i dziewczyna za wszelką cenę starali się pocieszyć Cisowskiego, tłumacząc mu, że nie stało się nic groźnego. Teraz należało jak najszybciej odnaleźć zagubione drzwi do domku ogrodnika i w ten sposób ubiec przeciwnika. Adaś z pochmurną miną zaczął analizować, co mogą zrobić złodzieje. Podejrzewał, że w sprawę uwikłanych jest kilka osób, a dowodzi nimi Francuz, który po nieudanym odkupieniu dworu postanowił opłacić wspólników. Obawiał się jednak, że opryszkowie po odczytaniu pamiętnika zatają większość faktów przez cudzoziemcem i zaczną działać na własną rękę.

Zrozpaczony, nie potrafił odgadnąć, gdzie mogły zapodziać się drzwi, o które toczyła się ta niebezpieczna walka. Cała trójka zamyśliła się, zastanawiając się, czy poszukiwania dotyczyły zawiniątka, które przyniósł ze sobą oficer wojsk napoleońskich. Ciszę przerwał turkot kół wozu, który zatrzymał się przed dworem. Jakiś mężczyzna nawoływał pana Gąsowskiego. Wanda wyjaśniła, że ojciec wybrał się na przechadzkę w stronę lasu. Przybysz uznał, że poczeka na matematyka. Po chwili panna rozpoznała w nim komornika, który wcześniej odwiedzał jej rodziców. Mężczyzna wyjaśnił strapionemu profesorowi, że Bejgoła znajduje się w stanie upadku i jest bardzo zadłużona. Staruszek poprosił komornika, aby udał się z nim do jego pokoju. Podczas obiadu Adaś ze smutkiem patrzył na rodzinę Gąsowskich, którą szczerze pokochał. Polubił to miejsce, w którym rozpoczęła się dziwna przygoda i żal mu było ludzi, z nim związanych. Wciąż zastanawiał się nad przebiegłością fałszywego malarza i uświadomił sobie, że najwyraźniej ktoś śledził domowników.

Ze swoimi spostrzeżeniami podzielił się z profesorem, przekonany, że złoczyńcy muszą mieć schronienie w pobliżu dworu. Natychmiast postanowił udać się na zwiady. Do swojego placu zdołał przekonać staruszka, obiecując, że wróci za dwa-trzy dni. O zmierzchu rodzina Gąsowskich pożegnała chłopca. Wanda, wtajemniczona w cel wyprawy Adasia, odprowadziła go na stację kolejową. Na dworcu udał, że wsiada do pociągu, lecz w rzeczywistości przemknął, znikając w ciemnościach i zatrzymał się dopiero w pustym polu. Ruszył powoli w stronę pobliskiego miasteczka, lecz nocna wędrówka po nieznanej okolicy nie miała sensu. Nocleg znalazł u leśnika i rankiem wyruszył w dalszą drogę. Około południa znalazł się w pobliżu stawu, przy którym dostrzegł gromadę dzieci, którym przewodziła jakaś dziewczyna. Przywitał się z nimi, a panna przedstawiła mu swoich towarzyszy i zaprosiła do domu rodziców, na dwór Wiliszki. Pani Niemczewska, właścicielka gospodarstwa, przyjęła gościa z uśmiechem, nie dopytując się kim jest i skąd przybywa. Poradziła, aby po posiłku odwiedził sąsiedni dwór, należący do pana Rozbickiego. Jej córka chciała zaprowadzić tam Adasia, lecz matka przypomniała, że czeka na nią pewne zajęcie. Panna z żalem wyznała Cisowskiemu, że musi przetłumaczyć list, pisany starą francuszczyzną, który przynieśli jacyś obcy mężczyźni, mieszkający w Żywotówce. Adam natychmiast zaproponował pomoc, przekonując panią domu, że zna francuski i lubi czytać stare dokumenty. Po posiłku dziewczyna zaprowadziła go do pokoju i podała stary, pożółkły papier, który ujął drżącymi rękoma. Zauważył podpis Kamila de Berier i zrozumiał, że ma przed sobą właściwy list. Z uśmiechem przekonał dziewczynę, że sam zajmie się tłumaczeniem, a kiedy wybiegła radośnie z pokoiku, pochylił się nad kartką i z trudem zaczął odczytywać słowa. Oficer pisał do swego brata, prosząc, aby niezwłocznie przyjechał do dworu Gąsowskich. Zapewniał, że z pogromu ocalił coś, co mogło zapewnić ich rodzinie świetność. W dalszym fragmencie zawarty był testament Francuza i zaszyfrowana wiadomość: „Dan. Al. Inf. C. III. 10-11”. Kamil de Berier prosił, aby brat przypomniał sobie książkę, którą wspólnie czytali w dzieciństwie i ufał w bystrość jego umysłu.

W dwie godziny później Adaś siedział nad przetłumaczonym listem i zastanawiał się. Oficer nie napisał nic o drzwiach, więc dlaczego złodzieje szukali drzwi? Potem zaczął rozmyślać nad zaszyfrowaną wiadomością. Był pewien, że książka, o której wspominał mężczyzna, musiała zostać napisana przed rokiem 1813. Nagle z radością uświadomił sobie, że chodzi o „Boską Komedię” Dantego. Ucieszony ze swego odkrycia, wydedukował, że wskazówki należy szukać w „Piekle” – w pieśni trzeciej, wierszu dziesiątym i jedenastym. Przez okno dojrzał jednego z synów pani Niemczewskiej i poprosił go, aby przyniósł mu „Boską Komedię” Dantego. Chłopiec stwierdził, że tej książki na pewno nie ma w domu. Przypomniał sobie jednak, że dzieło może mieć pan Rozbicki. Adam napisał na karteczce numery wierszy, których potrzebował i po kilkunastu minutach otrzymał odpowiedź. Wskazane wiersze brzmiały:
„…Na odrzwiach bramy ten się napis czyta… O treści memu duchowi kryjomej…”
. A więc to właśnie zaszyfrowana wiadomość dotyczyła drzwi i Francuz, który zjawił się u Gąsowskich, wyciągnął dobre wnioski. Teraz należało zastanowić się, czego z tłumaczenia listu powinni dowiedzieć się złodzieje.

Ukrył kopię listu w kieszeni, by pokazać ją profesorowi, i w tej samej chwili do pokoju wbiegła panna Niemczewska. Zadowolona z efektów pracy Adasia, podziękowała i nie interesując się treścią listu, włożyła oryginał i tłumaczenie do koperty. Po kolacji zjawił się mężczyzna, który zlecił tłumaczenie. Adam, ukryty za ścianą domu, rozpoznał fałszywego malarza, po czym opuścił bez pożegnania miłe domostwo, które udzieliło mu gościny.

IX. „Nie pchaj palców między drzwi!”

Tymczasem Adaś przemknął przez zarośla, śledząc malarza, który powoli zmierzał w stronę gościńca. W dala od dworu państwa Niemczewskich mężczyzna wyjął list i zaczął go czytać. Najwyraźniej rozczarowany zdobytymi informacjami, ruszył dalej. Podejrzewał, że wspólnicy oszukali Francuza, który nie oddał im listu dobrowolnie. Po jakimś czasie fałszywy malarz skręcił w polną drogę, a Adam ukrył się za drzewem, obawiając się, że zostanie dostrzeżony na pustej przestrzeni. Dopiero kiedy mężczyzna zniknął w lesie, chłopiec ruszył za nim, zachowując należytą ostrożność. W zagajniku było ciemno i z trudem dostrzegł zarys niewielkiego domu, w stronę którego zmierzał malarz.

W oddali usłyszał jakiś śpiew i po chwili uświadomił sobie, że gdzieś w pobliżu harcerze rozbili obóz. Nieznajomy zapukał trzykrotnie w okno i ktoś otworzył mu drzwi. Cisowski zastanawiał się, co robić. Obawiał się zbliżać do domu i postanowił sprawdzić, czy tajemniczy Francuz jest w środku. Wspiął się na drzewo i przez okno dojrzał dwóch mężczyzn, siedzących w świetle świec. Rozmawiali o liście, który malarz wyciągnął z kieszeni. Drugi mężczyzna bezradnie rozłożył ręce, co rozzłościło jego wspólnika. Adaś z zadowoleniem przyglądał się ich kłótni. Po chwili obaj wyszli, zabierając ze sobą list, więc należało przypuszczać, że Francuz również znajduje się w opuszczonych domu.

Po jakimś czasie wrócili i w milczeniu zasiedli przy stole, po czym udali się na spoczynek. Adam zsunął się z drzewa i ukrył się w stojącej w pobliżu budce, by zdrzemnąć się choć przez kilka godzin. Zdawało mu się, że zasnął zaledwie na parę minut, kiedy obudziło go szczekanie psów. Dookoła budki biegały trzy psy, czyniąc potworny wrzask. Chłopiec zamarł, bojąc się poruszyć. Nagle nadbiegł jakiś człowiek, głośno nawołując zwierzęta. Zaciekawiony, zajrzał do budy i zdumiał się na widok skulonej postaci. Adam chciał jak najszybciej odejść, lecz mężczyzna zawołał swoich wspólników. Fałszywy malarz natychmiast rozpoznał Cisowskiego, który uskoczył w bok, aby ratować się ucieczką, lecz został pochwycony i zaniesiony do domu. Złodzieje postawili go na podłodze, a malarz zaczął go wypytywać, skąd się tu wziął. Adaś z uporem powtarzał, że zabłądził. Drugi mężczyzna zagroził chłopcu i podszedł do łóżka. Spod siennika wydobył rękopis księdza Koszyczka i pokazał go jeńcowi. Adam odparł, że to stare bajki, które czytał wieczorami i nic z nich nie rozumie. Złodziejaszek podał mu list, obiecując, że jeśli przetłumaczy niejasny dla nich ustęp, to zostanie wypuszczony. Cisowski udał, że z uwagą odczytuje list i po paru minutach wzruszył bezradnie ramionami, mówiąc, że to szyfr i nie zna klucza do tak starego pisma.

Fałszywy malarz spojrzał na niego złośliwie, pytając, skąd wie, że to stare pismo, skoro list został napisany parę godzin wcześniej. Adam wyjaśnił, że odszukał go, by odzyskać skradziony rękopis. Mężczyzna odpowiedział, że chłopak będzie zamknięty dopóty, dopóki nie odczyta szyfru. Kazał wspólnikowi, aby obszukał kieszenie więźnia i związał go. Po chwili trzymał w ręku kopię listu, którą Adaś sporządził dla profesora. Cisowski jęknął z rozpaczy w duchu i w tym samym momencie malarz chwycił go za gardło. Jego wspólnik odepchnął go jednak od chłopca i kazał się uspokoić. Popatrzył na jeńca i zaproponował mu przystąpienie do spółki i pomoc w odszukaniu skarbu. Adam milczał uparcie, a słysząc, że będzie przetrzymywany aż do skutku, odparł, iż będą go szukali i zawiadomią policję. Chudzielec zaśmiał się, przekonany, że woźnica, który odwoził go na stację, poświadczy, iż chłopak wsiadł do pociągu. Złodziej poprosił malarza, aby przyniósł pióro, atrament i papier listowy, po czym zmusił Cisowskiego do napisania listu do swoich przyjaciół. Adaś niechętnie usiadł przy stole, po czym z namysłem zaczął pisać. Opryszkowie z zadowoleniem odczytali pismo, po czym związali jeńca i okrytego derką zanieśli do jakiegoś wilgotnego pomieszczenia.

X. Na dnie piwnicy i rozpaczy

Po odejściu złodziejaszków, Adam zerwał z siebie derkę i rozejrzał się wokół, próbując dowiedzieć się, gdzie jest. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność, a wilgoć potęgowała uczucie zimna. Znużony, z rozpaczą pomyślał, że nie jest w stanie nic wymyślić, i usiłował zdrzemnąć się. Obudził się po kilku godzinach, zdrętwiały i przemarznięty. Usiłował przekręcić się na drugi bok i krzyknął z bólu. W tej samej chwili usłyszał jakiś dźwięk, przypominający jęczenie i zaczął nasłuchiwać. W pobliżu usłyszał męski głos, przemawiający w języku francuskim. Domyślił się, że to Francuz, który kilka miesięcy temu złożył wizytę rodzinie Gąsowskich. Obcokrajowiec wyjaśnił, że ma gorączkę i jest bardzo chory. Adaś odparł, że przyjechał z profesorem i panną Wandą, by wyjaśnić zagadkę drzwi i został pochwycony przez złodziejaszków, którzy skradli w nocy pamiętnik księdza i w ten sposób dowiedzieli się o skarbie, ukrytym przez Kamila de Berier.

Mężczyzna opowiedział, iż opryszkowie napadli go w nocy i odebrali list oficera. Rozmawiał z nimi w języku rosyjskim, a chudego złodzieja znał z czasów, kiedy był lokajem u jego przyjaciela. Adaś zamilkł, by nie męczyć chorego pytaniami i zaczął intensywnie zastanawiać się, jak wyratować ich z opresji. Nagle usłyszał zbliżające się kroki i poprosił Francuza, by nic nie mówił. Sam udał, że śpi. W piwnicy pojawił się chudzielec i bezszelestnie zbliżył się do chłopca. Powiedział, że się spieszy i przyszedł w tajemnicy przed swoimi wspólnikami. Obiecał, że natychmiast wypuści Adama, jeśli zdradzi mu wszystko, co wie.

Cisowski zastanawiał się przez dłuższą chwilę, po czym zapytał, co będzie z Francuzem. Opryszek zerknął w kąt piwnicy, gdzie leżał mężczyzna i odparł, że obcokrajowiec wyjechał. Adaś zgodził się opowiedzieć o wszystkim i chudzielec rozluźnił więzy. Chłopiec oddał mu kartkę ze wersami z „Boskiej Komedii”, przyznając, że nie wie, o które drzwi chodzi. Złodziej odparł, że w takim razie posiedzi w piwnicy dopóty, dopóki nie znajdzie rozwiązania i wyszedł. Po chwili odezwał się Francuz, dopytując, co się stało.

Cisowski wyjaśnił, że chudzielec zdradził swoich wspólników i postanowił działać na własną rękę. Dodał, że drzwi, których wszyscy szukają, zniknęły i nikt nie wie, co się z nimi stało. Francuz opowiedział, że przypadkowo, w starej książce kupionej w antykwariacie, odnalazł list Kamila de Berier. Brat oficera poległ pod Waterloo, a żołnierz, który miał mu przekazać wiadomość, zachował list jako pamiątkę. Mężczyzna wyznał, iż zgubiła go chciwość i przeklinał dzień, w którym postanowił odnaleźć ukryty skarb. Ich rozmowę przerwało nadejście garbusa z jedzeniem. Adaś poprosił go, aby napoił wycieńczonego Francuza i okrył go derką. Kiedy jeńcy ponownie zostali sami, chłopiec pochmurnie stwierdził, że nie mają jak uciec. Zamilkli i wkrótce Francuz zasnął, a Adam usiłował rozwiązać sznurek, którym oprawcy związali mu nogi. Doszedł do wniosku, że na jakiś czas będzie miał dość przygód.

Z odrętwienia, w jakie popadł, wyrwał go odgłos jednostajnego szumu i potężnych huków. Spojrzał w stronę drzwi i dostrzegł nagły rozbłysk. Domyślił się, że rozpętała się burza. Po chwili do piwnicy, przez szparę pod drzwiami, zaczęła sączyć się woda i szybko zmieniła się w wartką kaskadę. Adam z niepokojem pomyślał, że jeśli ulewa potrwa dłużej, to potopią się jak szczury. Nagle usłyszał jakieś głosy i ktoś uderzył gwałtownie w drzwi. Z całej siły zaczął wzywać pomocy. Po paru minutach do piwnicy wdarło się kilka postaci, ociekających wodą. Adaś zawył radośnie. Ktoś zaświecił latarkę i wydał z siebie okrzyk pełen zaskoczenia. Przed Cisowskim stał Staszek Burski, kolega ze szkolnej ławy, dopytując, co się stało. Adam nie miał jednak czasu, by wszystko wyjaśniać i ponaglał kolegów, aby rozwiązali go i uwolnili Francuza. Po chwili wszyscy wydostali się z pomieszczenia. Chłopcy unieśli Francuza, który nie mógł samodzielnie iść, i popędzili w stronę lasu. Adaś i Staszek pobiegli do domu, by odzyskać pamiętnik księdza i szybko oddalili się, słysząc szczekanie psów.

XI. „Choć burza huczy wkoło nas…”

W łodzi Adaś dowiedział się, w jaki sposób harcerze dotarli do piwnicy. Koledzy byli przekonani, że Cisowski jest nad morzem i nie przypuszczali, że go spotkają. Od pewnego czasu obserwowali opuszczony dom, zauważając, że dzieje się w nim coś dziwnego. Pewnej nocy słyszeli jakąś awanturę, rozpaczliwie okrzyki, lecz później wszystko ucichło, aż do wczorajszej nocy, kiedy znów dobiegły ich jakieś krzyki. Nie odważyli się jednak wyprawić w dzień i kiedy rozpętała się burza, pomyśleli, że nadarza się okazja, by sprawdzić, co się dzieje. Mieli już wracać do obozu, kiedy zauważyli piwnicę, zamkniętą na potężną kłódkę.

Adam podziękował Burskiemu za ocalenie życia i poprosił, aby pomogli mu ukryć gdzieś Francuza. Zaproponował, aby harcerze przenieśli swój obóz tam, gdzie on musiał się udać. Burski ochoczo zgodził się na plan przyjaciela. Łódka powoli dobijała do brzegu, kiedy po nagłym uderzeniu wzburzonej fali przechyliła się i zaczęła tonąć. Adam krzyknął do Francuza, by ratował się i za wszelką cenę dopłynął do lądu. Mężczyzna chwycił czternastoletniego chłopca, który nie potrafił pływać i starał się dociągnąć go do brzegu. Na szczęście wszyscy dotarli na miejsce, a wycieńczony obcokrajowiec omdlał. Stojący na brzegu Szostak, szóstoklasista, któremu Cisowski pomógł odnaleźć zagubione sto złotych, na widok swego wybawcy rozpłakał się ze szczęścia. Harcerze natychmiast udzielili pomocy nieprzytomnemu Francuzowi i przenieśli go do namiotu. Jakiś czas później, osuszony Adaś podziękował chłopcom za uratowanie życia i oddał Francuzowi jego dokumenty, które zdołał wynieść z domu. Uradził z harcerzami, że o świcie przeniosą obóz do Bejgołów.

Staszek Burski zaproponował, aby Francuza ukryć u księdza Kazuro, od którego pożyczyli łódkę, człowieka niezwykle poczciwego i zacnego, który na pewno nie odmówi udzielenia nieszczęśnikowi pomocy. Natychmiast, pomimo później pory, wyruszyli do domu duchownego. Ksiądz zgodził się dać schronienie przybyszowi i zaproponował, aby Adaś również został u niego na noc. Cisowski pożegnał się z kolegami, prosząc, aby byli ostrożni, a nad ranem wyruszyli do dworu państwa Gąsowskich i rozbili obóz za parkiem.

Ksiądz zajął się ręką Francuza, przypominając sobie, że w 1863 roku na plebanii mieszkał młody ksiądz, który przyłączył się do powstańców. Podczas walk został postrzelony i schronienia udzielili mu państwo Gąsowscy, pozwalając, by ukrył się w domku w parku. Pewnej nocy musieli wynieść rannego przed Moskalami i na drzwiach, zdjętych z zawiasów, przenieśli go na plebanię. Oszołomiony Adaś zaczął dopytywać się o drzwi. Staruszek wyjaśnił, że są tu nadal i zostały umieszczone w małej szkółce, którą wybudował. Po rozmowie udali się na spoczynek.

O świcie ksiądz Kazuro obudził chłopca, który natychmiast pobiegł do budynku szkoły. Z drżącym sercem obejrzał drzwi, lecz nic na nich nie znalazł. Zaczął zastanawiać się, gdzie de Berier mógł ukryć jakiś znak i doszedł do wniosku, że musi to być pod żelaznym okuciem, co mogło uchronić napis przed zmyciem i wzrokiem kogoś, dla kogo wiadomość nie była przeznaczona. Ostrożnie zdjął żelazne okucie i zamarł, odkrywszy francuskie słowa. Napoleoński oficer napisał:
„W wielkim domu znajdziesz dwie malowane brody. Nie patrz poza siebie. Patrz przed siebie i czytaj w brodzie!”
. Przez chwilę stał osłupiały, sądząc, że Francuz musiał być w malignie, bo wiadomość nie miała najmniejszego sensu. Potem zatarł nożykiem wyryty w drewnie napis i uśmiechnął się do nadchodzącego księdza.

XII. „Puk, puk w okieneczko…”

Wanda wbiegła do pokoju, wołając z daleka, że jakiś człowiek przyniósł list od Adasia i oddał go ludziom, pracującym na polu. Ucieszony profesor Gąsowski odczytał list głośno, po czym spojrzał na wszystkich zdumiony i stwierdził, że pismo jest sztuczne i wymyślne. Jeszcze raz pochylił się nad kartką i odkrył, że chłopiec pomylił nazwę wsi oraz imię pani Gąsowskiej. Pan domu również bacznie przyjrzał się listowi i uznał, że Adam zastosował dziwny szyk zdań. Po chwili odczytał wiadomość, którą Cisowski przemyślne ukrył w pierwszych literach każdej linijki: „Strzeżcie domu”. Domyślił się, że chłopiec najwyraźniej został zmuszony do napisania listu i rozkazał, aby wszyscy uważali, czy nikt nieznajomy nie zbliża się do dworu.

Pani Gąsowska i Wanda wybiegły z pokoju, a profesor siedział zamyślony. Wreszcie spojrzał na brata i ze wzruszeniem wyznał, że wiadomość od Adasia ma jeszcze jedno znaczenie. Mają strzec domu, lecz nie dostrzegają, że rodzinny majątek, liczący trzysta lat, niszczeje z każdym rokiem i wkrótce mogą go utracić. Zwrócił uwagę, że Iwo, zamiast dbać o rodową ziemię, wszystkimi problemami obarczył żonę, a sam skupił się na zbyt wielkich marzeniach. Przez piętnaście lat skupiał się na wyliczeniach, nie osiągając nic i nie zwracając uwagi na żonę, która wylała wiele łez. Matematyk słuchał tych słów zaskoczony, jakby nie dowierzając w nie. Opadł na krzesło i po długim milczeniu obiecał, że spali swoje dokumenty i zadba o dwór. Bracia padli sobie w ramiona, po czym pan Iwo wybiegł z pokoju. Profesor popatrzył za nim i wyruszył na poszukiwania bratanicy. Wspólnie zamknęli wszystkie drzwi i spuścili z łańcucha psa.

Wkrótce rozpoczęła się burza, a matematyk patrzył z kamiennym spokojem, jak płoną jego wieloletnie wyliczenia. Kilka godzin później domowników rozbudziło głośne walenie w patelnię. Wanda poinformowała ojca, że zjawił się jakiś harcerz, twierdzący, że przysłał go Adam Cisowski. Profesor Gąsowski rozpoznał Staszka Burskiego, który opowiedział o uwolnieniu przyjaciela i zapewnił, że chłopak wkrótce przyjdzie do wsi.

Kiedy harcerz zniknął za płotem, staruszek spojrzał na Wandę i ze zdumieniem stwierdził, że dziewczyna płacze. Zapytana o przyczynę łez, odparła, że nie wie, dlaczego płacze i wybiegła z pokoju. Profesor wzruszyła ramionami i przez resztę dnia wypatrywał swojego ulubieńca. Adaś nie zjawił się jednak i pan Gąsowski, pocieszając się myślą, że chłopiec przyjdzie o świcie, udał się na spoczynek do swojego pokoju. Ułożył się wygodnie na łóżku, kiedy usłyszał ciche pukanie w szybę. Za oknem stali Adaś i Staszek Burski. Chłopcy weszli do pokoju i Cisowski triumfalnie oświadczył, że odnalazł drzwi i odczytał napis, lecz teraz nie miał czasu, aby o wszystkim opowiadać. Poprosił, by pan Gąsowski sprawdził, czy wszyscy domownicy już śpią, a potem wraz ze Staszkiem udał się na strych. Wrócili po jakimś czasie i Adam zapewnił staruszka, że przyjdzie rano w porze śniadania, a profesor ma go powitać, czyniąc wielki zgiełk. Chłopcy pożegnali się, zostawiając zdumionego mężczyznę i zniknęli w ciemnościach.

XIII. Któż to z płaskiego nie chce jeść talerza?

Nazajutrz rano, w połowie śniadania, profesor Gąsowski zaczął krzyczeć jakby postradał zmysły. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni i dopiero po chwili dostrzegli zbliżających się Adasia i Staszka. Wanda zerwała się od stołu i podbiegła do Cisowskiego. Nastąpiło wzruszające powitanie, po czym chłopcy zasiedli do posiłku. Adam opowiadał o swoim odkryciu donośnym głosem, nie zważając na ostrzeżenia pana Iwona. Oznajmił, iż odnalazł nowe dokumenty, z których dowiedział się, gdzie oficer zakopał swój skarb i o zmierzchu rozpoczną poszukiwania. Po tych słowach pożegnał się z Gąsowskimi i odszedł z przyjacielem do swojego pokoiku. Tam spytał Staszka, czy kogoś zauważył w pobliżu domu. Burski odparł, że nie. Przez resztę dnia wszyscy z niecierpliwością oczekiwali, co wydarzy się wieczorem.

Po zapadnięciu zmierzchu Adam zebrał wszystkich i poprowadził ich przez park na niewielką łączkę. Tam wydobył z kieszeni pożółkły papier i zaczął odmierzać kroki według wskazówek. Jego towarzysze w skupieniu podążali za nim. W końcu zatrzymał się i wraz ze Staszkiem zaczął kopać. Po jakimś czasie Burski krzyknął, że coś znalazł. Podał Adasiowi żelazną skrzynkę i wygramolił się z dołu. Wówczas usłyszeli obcy głos, który kazał im podnieść ręce do góry. Z mroku wyłonił się chudy złodziejaszek, mierzący do nich z rewolweru. Mężczyzna zbliżył się do Adama, kpiąc, że zapomniał o nim, po czym chwycił skrzyneczkę i zniknął wśród drzew.

Po chwili usłyszeli, jak odjeżdża samochodem. Matematyk załamał ręce i ze zgrozą spojrzał na chłopców, którzy roześmiali się głośno. Wszyscy w milczeniu wrócili do domu. Wanda i pani Gąsowska, czekające na nich w domu, dostrzegły ich chmurne oblicza, lecz Adaś uspokoił kobietę. Z uśmiechem zaczął opowiadać o odnalezionych drzwiach i odczytanym napisie. Zapewnił, że skarb oficera de Berier nie został jeszcze odnaleziony, a to, co wydarzyło się na łące, było przedstawieniem, urządzonym dla opryszków, których musiał się pozbyć. W nocy zabrał ze strychu starą skrzyneczkę i wraz ze Staszkiem zakopali ją na łące. Przypuszczał, że złodzieje będą go śledzili i dlatego nikomu nie wyjawił swego planu, by obaj panowie byli naprawdę zaskoczeni tym, co się rozegrało na ich oczach.

Państwo Gąsowscy patrzyli na niego ze szczerym podziwem. Cisowski przeprosił ich za awanturę, która mogła zakończyć się niebezpiecznie. Poprosił, aby wszyscy udawali rozpacz, ponieważ wspólnik chudzielca – fałszywy malarz, mógł nie wiedzieć o zdradzie swego towarzysza i zakraść się do dworu. W ciągu dwóch następnych dni wszyscy postępowali zgodnie z zaleceniami Adama. Bracia Gąsowscy rozmawiali ze sobą szeptem, a panna Wanda wypytywała stryjaszka o Adasia, zachwalając mądrość i urodę chłopca. Za wszelką cenę chciała dowiedzieć się, czy jest zakochany, lecz staruszek nic nie wiedział na ten temat. Ich rozmowę przerwał Adaś, który nadbiegł, machając gazetą.

Okazało się, że w wileńskim zajeździe dwóch mężczyzn pobiło się o starą skrzynkę i przy tej sposobności wyszło na jaw, że obaj są poszukiwani przez policję. Adam odetchnął z ulgą, oznajmiając, że wreszcie mogą rozpocząć prawdziwe poszukiwania. Rozwiązanie zagadki trzeba było jednak odłożyć na później, ponieważ około południa we dworze zjawił się ksiądz Kazuro.

Powitany z radością przed domowników, usiadł, by odpocząć i opowiedzieć o ocalonym Francuzie, który po nastawieniu zwichniętej ręki szybko wrócił do zdrowia. Następnego dnia cudzoziemiec zniknął, pozostawiając pod lichtarzem karteczkę i stuzłotowy banknot. Niespodziewany dar okazał się zmartwieniem dla księdza, który od dwóch dni przemierzał okolicę, by rozmienić pieniądze i pomóc najuboższym parafianom. Adaś poprosił Staszka, by harcerze udali się do miasteczka i wymienili banknot na drobniejszą gotówkę.

Kilka godzin później ksiądz Kazuro, wdzięczny za pomoc, pożegnał domowników i udał się w drogę powrotną na plebanię. W chwilę później Adaś wyrecytował wskazówkę Kamila de Berier, którą odkrył na drzwiach. Wszyscy wyczekująco spojrzeli na chłopca, który zaczął głośno zastanawiać się nad każdym słowem. Domyślił się, że oficerowi chodziło o dwór, a że przez jakiś czas przebywał w bawialni, to właśnie tam powinni rozpocząć poszukiwania. Wszyscy udali się do pokoju i Cisowski rozejrzał się w poszukiwaniu malowanej brody. Jego wzrok padł na portret rycerza i zgodnie ze wskazówką odwrócił się, dostrzegając wiszące na ścianie lustro.

Stanął na krześle i zaczął wpatrywać się w szklaną taflę. Przetarł namalowaną brodę odrobiną mleka i poprosił o szkło powiększające. Wkrótce odczytał kolejną wytyczną:
„Znajdziesz w domu tego, co powróci wkrótce z Egiptu i nigdy nie jadał na uczcie z płaskiego talerza”
. Zebrali jęknęli, słysząc kolejną zagadkę. Adaś usiadł w ciemnym kącie i zaczął myśleć. Podczas posiłku siedział skupiony i nagle doznał olśnienia. Przypomniał sobie bajkę, w której lis zaprosił na ucztę bociana i podał mu jedzenie na płaskim talerzu. Wybiegł przed dom, a domownicy ruszyli za nim.

Z błyszczącymi oczami wskazał dąb, mówiąc, że to jest dom tego, co nie jadał z płaskiego talerza. Na szczycie spróchniałego pnia widoczne było bocianie gniazdo. Chłopak był przekonany, że właśnie to drzewo Kamil de Berier widział z okna bawialni. Oficer był zbyt chory, by zakopać swój skarb w lesie i zbyt słaby, by wejść na dąb, dlatego zawiniątko ukrył tam, dokąd mógł sięgnąć ręką. Adaś dostrzegł otwór w pniu, zasklepiony gliną i zaczął nożem kruszyć zaschłą bryłę. Po paru minutach wydobył z dziupli skórzany mieszek i podał go pani Gąsowskiej.

Pan Iwo rozciął tobołek i oczom zebranych ukazały się diamenty i wielkie rubiny. Znużony Adam nie patrzył jednak na klejnoty, lecz zerknął na Wandę, która popatrzyła mu prosto w oczy. Oboje uśmiechnęli się do siebie z radością, a chłopak pomyślał, że fiołki są piękniejsze od wszystkich diamentów świata.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie Szatana z siódmej klasy w pigułce
2  Profesor Gąsowski – charakterystyka postaci
3  Jak Adaś odgadł, które z jego rodzeństwa zjadło lody - opis